niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział Pierwszy

"Huncwoci, zakład i stary znajomy"


* * *

Pan Tom Parker wstał od stołu. Był to wysoki mężczyzna o czarnych już siwiejących włosach i zielonych oczach, które córka po nim odziedziczyła.
Pan Parker pocałował córkę w czoło powiedział, że jest z niej dumny, pocałował żonę na pożegnanie, życzył Huncwotom powodzenia w szkole u udał się do pracy.

Po zjedzeniu śniadania, które było już ostatnim, które zjedli podczas dwu tygodniowego pobytu domu państwa Parker, Peter, Syriusz, James, Remus i Luna wpakowali siebie i swoje bagaże do niepozornego samochody mamy Luny, pani Parker. Był to srebrny garbus większy w środku.

* * *


Kiedy dojechali już pod dworzec w Londynie i wszyscy znaleźli się na peronie dziewięć i trzy czwarte pani Parker osobiście nadzorowała usytuowanie śnieżnej sowy swojej córki w wagonie przeznaczonym dla zwierząt. Luna stała przed pociągiem zraz ze swoimi czterema przyjaciółmi i śmiała się z żartu, jaki wywinęli jakiemuś mugolowi.
- Jego mina była bezcenna. – Syriusz wciąż zanosił się gromkim śmiechem.
Luna odwróciła się i zobaczyła swoją przyjaciółkę Lily Evans. Przytuliła ją na powitanie.
- Witaj mój Rudzielcu. – na twarzy Luny zagościł szczery i szeroki uśmiech.
- Jak się za tobą stęskniłam. Dobrze, że piałaś przynajmniej wiedziałam, co się u ciebie dzieje.
- Petunia pewnie narzekała, na sowy?
- Trochę, ale wiesz, jaka ona jest. – Uśmiechnęła się ponuro.
- Cześć Parker. – Niski spokojny głos należał do chłopak, który stanął za Lily.
- Cześć Snape. – Odpowiedziała mu Luna z życzliwym uśmiechem. Od zawsze zwracali się do siebie po nazwisku nie było w tym niechęci czy ukrytej złości, w przeciwieństwie do relacji na linii Huncwoci – Snape.
- Cześć Wycierus. – Na twarzy Jamesa zagościł szyderczy uśmiech.
- Nie będę się zniżał do twojego poziomu Potter. – Odrzekł Severus i udał się w kierunku wejścia do pociągu.
- Lily usiądziesz z nami w przedziale? – Spytała Luna z uśmiechem.
- Obiecałam Sev’owi, że z nim usiądę…
- Rozumiem. – Mrugnęła porozumiewawczo Luna.
- Luna! – Zaśmiała się Lily Evans.


* * *

Luna, Remus, James, Syriusz i Peter po długich wędrówkach znaleźli w końcu wolny przedział i usiedli.
- Mógłbym mieć każdą! – Mówił pewnie Black do Pottera.
- Łapa, masz za duże mniemanie o sobie. – Luna uśmiechnęła się od niego. – Przepraszam na moment - dziewczyna nagle wybiegła z przedziału.
Syriusz i James spojrzeli na siebie ze zdziwieniem i zmarszczyli brwi, Peter oparł głowę ścianę tuż przy wejściu i prawie zasypiał, Remus ze spokojem spojrzał w stronę, w którą pobiegła Luna.
- Gdzie ona tak poleciała! – Zdziwił się na głos Rogacz.
- Poszła się przywitać z Anastasią z Revenclawu. – Zaspokoił jego ciekawość Lupin.
- Z Annie. – Mruknął Black.
- Założę się – powiedział James z szelmowskim uśmieszkiem – że nie zdobędziesz Anastazji.
- Nie wydaje wam się, że to nie… - zaczął Remus, lecz stwierdziwszy, że ani Łapa, ani Rogacz go nie słuchają odpuścił i zajął się grzebaniem w podręcznym bagażu Luny, który w rzeczywistości był schowkiem całej piątki na jedzenie.
- Przyjmuję zakład. – Black uścisnął dłoń przyjaciela.
- Co się tak szczerzycie? – Luna spytała Jamesa i Syriusza siadając między Remusem i Peterem.
- Nic. – Uśmiechnął się Potter.
- Znam was na tyle żeby wiedzieć, że to nic to coś. Wiedzcie, że i tak się dowiem.
Dla rozładowania atmosfery Lupin podsunął pod nos pudełko Fasolek Wszystkich Smaków. Luna rozkoszowała się smakiem mango podczas gdy Syriusz krzywił się jedząc fasolkę o smaku trawy. Śmiejąc się ruszyli na kolejny podbój Hogwartu.
___________________
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI DNIA DZIECKA :3
Wybaczcie błędy i długość rozdziału.
Do napisania,
CH

PRZECZYTAŁAŚ/EŚ SKOMENTUJ TO DLA MNIE WAŻNE. DZIĘKUJĘ

poniedziałek, 26 maja 2014

Początek

Remus stanął na środku pokoju, który znajdował się u szczytu schodów Wrzeszczącej Chaty.
Krzyczał.
Lupin czuł jak wszystko w nim płonie.
Jak kości pękają.
Remus czuł jak traci kontrolę i wie, że nic z tym nie zrobi.
Mógł tylko obserwować, co robi jego wilkołacza strona.
- Lunatyk! Jesteś tu? – Był to głos Jamesa Pottera.
Lupin miał nadzieję, że Potter wyjmie różdżkę i go znokautuje, ale tego nie zrobił.
Nie zdążył jakkolwiek zareagować leżał martwy z rozszarpanym brzuchem.
Z pyska wilkołaka ciekła krew.
Ciepła, słodka lepka krew Jamesa.
Chwilę później martwi leżeli też Syriusz i Peter.

Remus zastanawiał się, czemu jego przyjaciele nie wykorzystali zdolności animagów i nie zmienili się w zwierzęce postacie.
Jeszcze bardziej rozwścieczony zbiegł na dół.
- Remus? – Głos dochodził do niego z daleka, lecz był wyraźny.
Poznałby ten głos wszędzie. Luna.
Co ona tu robi?
Stała spokojna.
Nie patrzyła na niego z odrazą czy strachem.
- Remus, spokojnie. Lunatyk wiem, że mnie słyszysz. – Luna uśmiechnęła się pocieszająco.
- UCIEKAJ! – Krzyczał Remus, lecz z gardła wydobył się jedynie wilczy charkot.
Luna stała nieruchomo, gdy wilkołaczy Remus ciężkimi krokami zbliżał się do niej.
Owiał jej twarz ciepłym oddechem.

- REMUS! Obudź się! – Luna potrząsała ramieniem przyjaciela. Remus obudził się i gwałtownie usiadł. Potarł oczy i przegładził włosy rękami.
- Miałeś koszmar? – Spytała Luna zatroskana.
- Tak… Tak.. – Rozejrzał się chaotycznie po pokoju. – Gdzie reszta?
- Syriusz, James i Peter zeszli już na śniadanie.
Remus poczuł głowę Luny na swoim ramieniu. Odruchowo otoczył ją ramieniem.
- Chyba czas iść na śniadanie, twoja mama się pewnie niecierpliwi – powiedział Lupin odganiając od siebie obrazy z koszmaru.